To był ten dzień. Dostałam sms-a, że moje książki są gotowe do odbioru. Podskoczyłam z radości, bo ileż można sprzątać pokój, oglądać branżowe webinary i uczyć się francuskiego. Idę hardo na tę pocztę, tym razem pewna, że będzie otwarte - tak, poprzedniego dnia pocałowałam klamkę. „Z powodu koronawirusa punkt pocztowy czynny od 9 do 15”. Pędzę, więc przez osiedle, przez ten betonowy las, a tam pełno ludzi.
Myślę sobie, może odwołali ten koronawirusowy alarm albo lepiej! Zapowiedzieli w mediach, że to całe siedzenie w domu wcale nie jest takie dobre, jak nam się wydawało i dlatego wszyscy wyszli ze swoich norek. Wiem, pierwszy dzień wiosny działa kusząco. I tu pojawiają się dwie refleksje. W dodatku sprzeczne ze sobą. Primo - ludzki brak odpowiedzialności nie zna granic. Przecież nie po to się trąbi #zostańwdomu, żeby urządzać sobie spacerki, pogawędki, gierki w nogę na orliku. Z drugiej strony, ludzie to istoty społeczne, dlatego lgną do drugiego człowieka i trudno się temu dziwić, że po tygodniu kwarantanny tyłek odpada, aż w końcu wychodzisz rozprostować nogi. Pewnie jak zwykle sporem toczącym się w mojej głowie będzie umiar. Tak, UMIAR to podstawa!
Zupełnie z innej beczki, pozostając jednak w temacie, wiadomo jakim, bo to przecież temat numer jeden każdej rozmowy.
Moim problemem w kwarantannie wcale nie jest nuda: pracuję zdalnie, mam zajęcia on-line, czytam książki, oglądam filmy i seriale, rozmawiam z bliskimi, zawsze sobie znajdę jakieś zajęcie. Problem w tym, że mam za dużo czasu na rozmyślanie i rozpamiętywanie. A to oznacza tylko kłopoty.
Anielska Maria mówi, jest spoko, masz 24 lata dużo osiągnęłaś, masz wszystko czego Ci potrzeba, ale za chwilę diabelska Maria strąca aniołkowi aureolkę i krzyczy pytając sumienia: czy to jest to na czym Ci zależy, czy chcesz być jego, po co Ci ten doktorat, dlaczego nie zmienisz pracy, dlaczego robisz tak mało, lenisz się! I ja się pytam, gdzie tu zachować umiar? Gdzie jest tutaj miejsce na luz?
Moim problemem w kwarantannie wcale nie jest nuda: pracuję zdalnie, mam zajęcia on-line, czytam książki, oglądam filmy i seriale, rozmawiam z bliskimi, zawsze sobie znajdę jakieś zajęcie. Problem w tym, że mam za dużo czasu na rozmyślanie i rozpamiętywanie. A to oznacza tylko kłopoty.
Anielska Maria mówi, jest spoko, masz 24 lata dużo osiągnęłaś, masz wszystko czego Ci potrzeba, ale za chwilę diabelska Maria strąca aniołkowi aureolkę i krzyczy pytając sumienia: czy to jest to na czym Ci zależy, czy chcesz być jego, po co Ci ten doktorat, dlaczego nie zmienisz pracy, dlaczego robisz tak mało, lenisz się! I ja się pytam, gdzie tu zachować umiar? Gdzie jest tutaj miejsce na luz?
Czy tylko ja się tak psychicznie cisne? Mam nadzieję, że tak. Wy tego nie róbcie. Dajcie sobie trochę luzu, bo ta ciągła gonitwa, a nie koronawirus, wpędzi Was przedwcześnie do grobu.
Ostatnie już przemyślenie.
Na bieżąco śledzę ostatnie poczynania mediów w temacie koronawirusa, robię to też trochę zawodowo i nadal się nabieram. Dalej łapię się, jak ciemna masa na niektóre clickbaity i nieprawdziwe informacje podawane przez instytucje, które powinny stać na straży wiarygodności i rzetelności. Tego mnie uczono na dziennikarstwie. I nie, nie chodzi o konkretną stację, telewizję czy prasę. W pracy i osobiście jestem poza kategoryzacją polskich mediów na dobre i złe. Media mają ogromną siłę sprawczą i robią też masę dobrych rzeczy.
Jednak dla mnie to niewiarygodne, że obecnie każdą informację trzeba weryfikować i nie mówię tylko o koronawirusie. Oczywiście to nie nowość, bo fake news jest z nami już dobrych 10 lat. Przeraża mnie bardzo tendencja wzrostowa tego "trendu". Dlatego ostatnie słowo na dziś: w świecie fałszu znajdź swoją prawdę.
Komentarze
Prześlij komentarz