Młodość, nie wieczność.
Czeka na każdego z
nas z otwartymi rękami, jest nieunikniona. To czas kiedy dziadek powtarza
swojemu wnukowi - mów głośniej, bo nie słyszę. Pojawia się pierwsze rwanie w
stawach, a czynności, kiedyś wykonywane bez szwanku, nagle sprawiają problemy. Starość.
Tylko od nas zależy
jak wykorzystamy swoje ostatnie chwile. Jedni starzeją się aktywnie, biorą życie
garściami. Zrzeszają się w Uniwersytetach Trzeciego Wieku, Stowarzyszeniach
Emerytów, korzystając ze wszystkich dobrodziejstw, które przynosi członkostwo -
spotkania, wieczorki towarzyskie. Ale jest też grupa, która nie może sobie na
to pozwolić, bo pamięć już nie ta…, bo coraz ciężej wejść po schodach…, bo leków
do kupienia coraz więcej.
Kiedy przyjechałam po
mamę do jej koleżanki Kasi, pomyślałam, że wejdę na chwile posłuchać jakichś
plotek z okolicy. To co usłyszałam wtedy wcale nie było bzdurą i przy okazji
przydało się do mojego tekstu. - Opieka świadczona na rzecz starszych jest
niewystarczająca. Pomimo spełnienia obowiązujących standardów jako kraj
jesteśmy przynajmniej 20 lat za państwami europejskimi, które mają szeroko
rozwinięte zabezpieczenie socjalne i dużo większe możliwości - Katarzyna,
niepozorna, cicha blondynka w średnim wieku, wie co mówi, bo zajmuje się tym od
ładnych paru lat.
Dom seniora, szczęście czy oczekiwanie na śmierć?
Nie ma nic lepszego
jak wyciągniecie ręki w stronę starszych, niedołężnych ludzi, z czasem
niesprawnych fizycznie i psychicznie, kiedy najbliższe osoby zapominają o potrzebach
osób, na które mogły liczyć przez całe swoje życie. Jednak czy to wystarczy,
aby zadowolić strudzonego życiem starowinę? Podczas mojej wizyty w domu seniora
spotkałam pewnego uśmiechniętego staruszka, z pożółkłymi
palcami od papierosów palonych codziennie od wielu lat, na którego od razu
zwróciłam uwagę. Było to przed tym, zanim dyrektorka ośrodka, lekko mówiąc,
zbyła mnie. Może nie miała czasu albo po prostu nie chciała zawracać sobie
głowy jakimiś młodzikami. Po co jej kolejny problem.
Za to złego słowa nie mogę powiedzieć o wyglądzie zewnętrznym i wewnętrznym budynku. Moją uwagę od razu przyciągnął piękny zieleniejący się park z aleją kasztanową, po której spokojnie spacerowały matki z dziećmi i starsze osoby. Budynek pomalowany był w ciepłym, żółtym kolorze, a sala rehabilitacyjna wyposażona jak niejedna warszawska siłownia. Przy każdym pokoju jasna, hotelowa łazienka. Jedyne, co odrzucało to te paskudne, szare, szpitalne ściany na korytarzach, kojarzące mi się z bólem i starością.Wracając do tematu, gdy przechodziłam przez ulicę, jego pierwszego zobaczyłam w oknie świecącym się jak lustro, było tak czyściutkie.
Siedział przy parapecie z lekkim uśmiechem, ale w jego oczach było widać żal. Jan to jeden z podopiecznych ośrodka. Marzy o tym, aby wyprowadzić się z domu seniora i zamieszkać w domu po rodzicach koło Sandomierza, który niszczeje pod jego długą nieobecność. Emeryt od 15 lat znajduje się w domu seniora, pełniąc w nim funkcję portiera. Wcześniej przez trzy lata próbował ułożyć sobie życie w Stanach Zjednoczonych, lecz tęsknota za ojczyzną zaważyła na jego powrocie do kraju. Po repatriacji ujawniła się choroba, która skierowała go do zakładu psychiatrycznego. Stamtąd został przeniesiony do domu seniora. Widziałam, że mówiąc mi o tym jest zdenerwowany, sfrustrowany swoją sytuacją. Nie spodziewałam się, że jest to dla niego, aż tak traumatyczne, było mi głupio, że zapytałam. Smutne jest to, że jego najbliższą i jedyną rodziną jest siostra Jadwiga, która nieczęsto odwiedza brata w domu, tłumacząc się miejscem zamieszkania oddalonym od Jarosławia o 100 kilometrów (Stalowa Wola). Jan nigdy nie miał żony, ani dzieci. Pocieszeniem dla niego jest fakt, że w domu seniora może rozwijać się kulturalnie, jeździć na wycieczki krajoznawcze, chodzić do teatru w pobliskim domu kultury. Nie rekompensuje to jednak niemożności zamieszkania w wybranym przez siebie miejscu. Oby mnie to nie spotkało - pomyślałam.
Za to złego słowa nie mogę powiedzieć o wyglądzie zewnętrznym i wewnętrznym budynku. Moją uwagę od razu przyciągnął piękny zieleniejący się park z aleją kasztanową, po której spokojnie spacerowały matki z dziećmi i starsze osoby. Budynek pomalowany był w ciepłym, żółtym kolorze, a sala rehabilitacyjna wyposażona jak niejedna warszawska siłownia. Przy każdym pokoju jasna, hotelowa łazienka. Jedyne, co odrzucało to te paskudne, szare, szpitalne ściany na korytarzach, kojarzące mi się z bólem i starością.Wracając do tematu, gdy przechodziłam przez ulicę, jego pierwszego zobaczyłam w oknie świecącym się jak lustro, było tak czyściutkie.
Siedział przy parapecie z lekkim uśmiechem, ale w jego oczach było widać żal. Jan to jeden z podopiecznych ośrodka. Marzy o tym, aby wyprowadzić się z domu seniora i zamieszkać w domu po rodzicach koło Sandomierza, który niszczeje pod jego długą nieobecność. Emeryt od 15 lat znajduje się w domu seniora, pełniąc w nim funkcję portiera. Wcześniej przez trzy lata próbował ułożyć sobie życie w Stanach Zjednoczonych, lecz tęsknota za ojczyzną zaważyła na jego powrocie do kraju. Po repatriacji ujawniła się choroba, która skierowała go do zakładu psychiatrycznego. Stamtąd został przeniesiony do domu seniora. Widziałam, że mówiąc mi o tym jest zdenerwowany, sfrustrowany swoją sytuacją. Nie spodziewałam się, że jest to dla niego, aż tak traumatyczne, było mi głupio, że zapytałam. Smutne jest to, że jego najbliższą i jedyną rodziną jest siostra Jadwiga, która nieczęsto odwiedza brata w domu, tłumacząc się miejscem zamieszkania oddalonym od Jarosławia o 100 kilometrów (Stalowa Wola). Jan nigdy nie miał żony, ani dzieci. Pocieszeniem dla niego jest fakt, że w domu seniora może rozwijać się kulturalnie, jeździć na wycieczki krajoznawcze, chodzić do teatru w pobliskim domu kultury. Nie rekompensuje to jednak niemożności zamieszkania w wybranym przez siebie miejscu. Oby mnie to nie spotkało - pomyślałam.
W pewnym sensie stał
się więźniem, w miejscu gdzie jest mu ciepło, wygodnie i przytulnie, a jednak wciąż
czegoś brakuje. Jan z upragnieniem czeka na dzień, który pozwoli mu wrócić do swoich własnych
czterech ścian. Dlatego ciężko mówić tu o jego komforcie psychicznym.
Zastanowiłabym się nad tym posyłając swoich rodziców do domu spokojnej
starości. Czy na pewno, dzięki temu będzie ona spokojna?
Bardzo często brak
kontaktów z rodzicami czy dziadkami tłumaczymy brakiem czasu, mnóstwem zajęć, z
których należy się wywiązać. Z drugiej strony nie zawsze osoby starsze są
odpowiednio przygotowane, by zawalczyć o siebie. Mają duże możliwości, z
których nie korzystają, często skarżąc się na brak zainteresowania ze strony
najbliższych. Nie
wydaje mi się, że należy z góry krytykować osoby, które nie chcą zająć się
bliskimi i posyłają ich do takich placówek, jak ta w Jarosławiu. Przecież taka
opieka łączy się z ogromem wysiłku, jest połączona z codziennym niepokojem i
pytaniem, co będzie dalej?
Podopieczny
Kazimierz także
znalazł się w domu seniora. Chorował na raka i zaburzenia mózgu. Zmarł 6 lat
temu, ale zawsze mógł liczyć na kochającą żonę i czwórkę dzieci. Jego małżonka,
moja przyszywana babcia, Elżbieta, nie raz opowiadała mi historię swojego
życia. Niska siedemdziesięciolatka, strudzona pracą, która
wiele w życiu poświęciła dla swojego ukochanego. Była z nim zawsze. W
szczęściu, smutku, zdrowiu i chorobie.
Tak mnie coś natknęło, że postanowiłam dowiedzieć się od niej jak wyglądało
wszystko ze strony osoby posyłającej kogoś bliskiego do domu spokojnej
starości.
Pani Elu, jak wygląda
życie starszych w Domu Seniora?
Są tam starsi zdrowi, którzy chcą spokojnej starości, ale są
też chorzy, z problemami psychicznymi. Jeden pisał wiersze, miał ogromny
talent. Drugi mówił żebym mu dziewczynę poszukała, jak mu powiedziałam, że tu
pełno ich dookoła zaczął na mnie kląć. Tak już bywa.. Starsi tam mieli różne
zajęcia od rana, wychodzili na zewnątrz. Ile ja im kalesonów zaniosłam, oni z
tego robili serwetki i stroiki. Nawet takie serduszka robili, pokaże Ci, już
tyle lat to wisi tutaj każdy z rodziny dostawał takie na spotkaniu rodzinnym,
które organizował dyrektor raz do roku z wielkim poczęstunkiem. Jeszcze był
taki koszyczek z mydła, ale to już wyrzuciłam, mówię Ci kapitalnie to było
zrobione. W wolnym czasie były organizowane wycieczki, nawet do Rzymu im
zorganizowali. Mieli też orkiestrę, jeździli z występami do innych miast.
Jaki był stosunek
rodzin, których bliscy mieszkali w domu seniora? Często ich odwiedzali?
Ja tam bardzo często byłam, miałam klucze, zamykałam, pranie
robiłam itd. Ale byli tacy, że nikt nie przyjeżdżał, zero zainteresowania,
trochę znieczulica. Na tych spotkaniach rodzinnych też nie było dużo osób z
rodziny. Szkoda.
A jak czuli się tam
podopieczni?
Wiesz, był w domu seniora taki Pan, z jego siostrą chodziłam
do szkoły. Jemu było tam bardzo dobrze, czuł się świetnie w tym domu starców,
trochę miał swój świat. Ale mój Kaziu nie chciał tam być, chciał wrócić do
domu. Ja nie mogłam sobie na to pozwolić. W domu nie chciał się leczyć, ja
byłam w pracy, on sam w domu, coraz ciężej było mi się nim opiekować, później
doszły jeszcze problemy z pamięcią i inne zaburzenia.
Kiedy nastąpił taki
moment, że sama Pani zobaczyła, że się starzeje?
Ja myślę o tym. Ty też kiedyś zrozumiesz o czym ja teraz
mówię. Mam zapał do pracy, ale już mnie krzyże bolą, jestem słaba. To zależy od
człowieka. Mojej ciotki mąż ma 93 lata i wcale mu się nie spieszy na tamten
świat. Na każdy temat można z nim jeszcze porozmawiać, tylko on z całej rodziny
został. Był organistą z kościele, a teraz 4 razy dziennie chodzi do kościoła,
tak jak kiedyś do pracy jako organista. No, ale jak to się mówi „Starość nie
radość, młodość nie wieczność.”
Komentarze
Prześlij komentarz