Choć od premiery filmu „Ostatnia rodzina” minęło już trochę czasu, to postać Zdzisława Beksińskiego jest wciąż żywa, nie tylko w filmie czy jego dziełach, ale w każdym człowieku, który miał styczność, choćby pośrednią, z artystą. Ekspozycja jego prac zaprezentowana została w Muzeum Sztuki w Osace, co uczyło go jedynym Europejczykiem, któremu się to udało. Posiadanie umiejętności rozmowy sztuką na trudne tematy jest wielkim darem. Lecz sednem psychodramatu w reżyserii Jana P. Matyszyńskiego nie jest twórczość Beksińskiego.
fot. Hubert Komerski
Malarz
przeprowadza się do Warszawy ze zniszczonego domu w Sanoku wraz z nadopiekuńczą, ale spajającą bliskich żoną Zofią, swoją matką oraz teściową. Nieopodal zamieszkuje
charyzmatyczny Tomasz Beksiński. Pewnie ku zaskoczeniu wielu widzów rodzina
prowadzi normalne życie, a sam fakt popularności artysty nie robi na
domownikach większego wrażenia. Można powiedzieć, że to typowi Kowalscy, choć
nosili nazwisko znaczące w sztuce i kulturze dużo więcej. Świetnym
skwitowaniem bytu familii była rozmowa Zdzisława Beksińskiego (w rolę wcielił
się znakomity Andrzej Seweryn) z Piotrem Dmochowskim (Andrzej Chyra), gdy na
stwierdzenie „Wyobrażałem sobie pański dom jak zamczysko, w którym straszy” malarz odpowiedział
żartobliwie „Na czas wizyty pochowaliśmy szkielety u sąsiadów”.
I taka jest cała projekcja –
żartobliwa, ironiczna pomimo tragizmu, jaki spotkał bohaterów. Najpierw śmierć
matki i teściowej, następnie choroba i odejście żony, samobójstwo syna i w końcu
zabójstwo głównego bohatera. Jedni pomyślą - przekleństwo, a drudzy, że taka jest
kolej rzeczy, która dotyczy każdej rodziny, mnie czy ciebie. Film pozwolił mi popatrzeć na śmierć z perspektywy, jakiej dotąd nie znałam - bez żałoby, z oswojeniem, przełożeniem jej na prawdziwą i głęboką sztukę.
fot. Hubert Komerski
Jestem pełna podziwu dla
Aleksandry Koniecznej (znana szerszej publiczności jako Honoratka z „Na wspólnej”). Aktorka dała prztyczka w nos wszystkim, którzy nie wierzyli
w jej aktorskie możliwości. Mówi się natomiast, że postać Tomka Beksińskiego, zagranego
przez młodego i utalentowanego Dawida Ogrodnika, została
przerysowana, co wydaje się być błędnym stwierdzeniem. Pomimo swoich problemów
natury egzystencjalnej mężczyzna był niezwykle inteligentną i barwną postacią,
co niewątpliwie zostało ukazane w filmie.
fot. Hubert Komerski
Dopełnieniem całości projekcji
był dobór muzyki, którą zajął się Atanas Valkov. Mogliśmy znów posłuchać hitów
lat 70. i 80. takich jak „Dancing with
the tears in my eyes” czy „Nights in white satin”, ale nie zabrakło także
muzyki klasycznej towarzyszącej malarzowi w życiu codziennym, choćby symfonie
Gustava Mahlera.
Rodzina wciąga do swojego dziwnego życia, w którym tylko pozornie nie ma miejsca na miłość. Zapewniam, że kiedy obejrzycie ten
film będziecie mieli ochotę bliżej poznać twórczość oraz życie osobiste
Beksińskich.
Komentarze
Prześlij komentarz